Moja plaża

Jechałyśmy Pacific Coast Hwy. Wiedziałam, że miejsce jest gdzieś przed Malibu. Musimy znaleźć wąską uliczkę w lewo, skręt na światłach. Uliczkę do mojej plaży…

Kilka lat temu, gdy odwiedziłam Kalifornię z siostrą i serdeczną koleżanką, przypadkowo znalazłyśmy się na małej plaży. Na mojej plaży. Na plaży, na której poczułam się całkowicie inna, inaczej. Doświadczyłam czegoś ponad wszystko, co odczuwałam wcześniej. Coś niesamowitego. Moc. Jedność. Miłość. To była jedność z oceanem, plażą, światem, objęcie przez bezwarunkową miłość. Spotkanie ze sobą samą. Siostra patrząc na mnie, powiedziała, że jestem jakaś inna, coś się tu wydarzyło. Nie wiedziałam co. Wiedziałam natomiast, ze w tamtym momencie było mi dobrze, zatapiałam się w tym, kim wtedy byłam. Tak naprawdę zatapiałam się w tym, kim jestem, a nie zdawałam sobie sprawy, kim jestem. Kim jesteśmy my wszyscy.

Ta plaża została ze mną, we mnie przez wiele lat. I kiedy znalazłam się ponownie w Kalifornii, pragnęłam tam pojechać. Nie miałam żadnego adresu, danych gps, jedynie jakieś mgliste obrazki w głowie, gdzie to może być. Przecież… jeśli mam się tam znaleźć ponownie, to się znajdę.

I się znalazłam… gdy zatrzymałyśmy się przy tej plaży, wyszłam, żeby zobaczyć, czy to na pewno tu. Miałam w głowie jakiś wspaniały obrazek, piękną plażę, piękne przeżycie. Jednakże ta plaża wyglądała zwyczajnie, bardzo zwyczajnie. Do tego stopnia, że koleżanka rzucała mi kilka razy pytanie, czy jestem pewna, że to tutaj. Spodziewała się plaży, wspaniałej plaży, a to była plaża, taka sobie plaża, jak na kalifornijskie wybrzeże, bardzo bardzo taka sobie.

Zeszłyśmy po piaszczystej górce. Ja już wiedziałam, czułam, że to ta plaża. Koleżanka ciagle jakby nie wierzyła, ze tej plaży szukałam. Uspokoiłam ją, dostarczając dowód – znalazłam ślady – znak z budką telefoniczną, przy której zrobiłam kilka zdjęć mojej siostrze. Samej budki telefonicznej już nie ma. Został znak, może dla mnie znak…

Cała ta opowieść o plaży zmierza do pewnego sedna. Otóż tu w ogóle nie chodzi o plażę i o to, jak ta plaża wyglądała dziś, kiedy ją odnalazłam po latach. Tu chodzi o to, co w środku. Co zapamiętałam, co poczułam wtedy. Chodzi o energię. O to, czego doświadczamy na tych niematerialnych poziomach. I nie rozumiejąc tego, co to jest, szukamy fizycznego odzwierciedlenia, fizycznego wspomnienia, dowodu, że to coś jest, ciągle istnieje. Szukamy tego miejsca, tego czegoś fizycznego, co dało nam to głębokie przeżycie.

A to fizyczne coś jest już inne. Zmieniło wygląd. Na inny, może na przeciętny i zwyczajny. W głębokości jednak pozostało tym samym. Tym energetycznym przeżyciem, które zapadło tak głęboko, do tego stopnia, że byłam gotowa zjechać całe Pacific Coast, by przywrócić tamto wspomnienie. A to chodziło, chodzi o energię. Energetycznie to miejsce było tym samym doświadczeniem i przeżyciem.

Uświadomienie sobie tego, dzięki odnalezieniu tej plaży, było bardzo przyjemne. Ważne, aby pamiętać, że nasze wszystkie przeżycia, doświadczenia są w nas. Nie musimy wracać do nich fizycznie, nie musimy przeglądać tysięcy zdjęć w telefonach, na komputerach, wystarczy po prostu przywołać to energetyczne wspomnienie, aby stać się tym ponownie.

To co nas wznosi, obejmuje miłością bezwarunkową, daje jedność z uniwersalną mocą i absolutem, jest zawsze z nami i w nas.


2 komentarze

  1. Olga

    / Odpowiedz

    Wpis dla mnie we właściwym momencie. Pięknie napisane.


Dodaj komentarz