Od kilku dni, dokądkolwiek idę, natrafiam w różnych częściach miasta na ekipy filmowe, kręcące filmy (wczoraj na przykład na 46 ulicy pomiędzy 8 a 9 Ave, dziś przy 5 Ave i Washington Square). Dni jesienne są piękne, świeci słońce, miasto żyje życiem powakacyjnym, wszystko aż samo więc prosi się o przysłowiowe „klaps” i „kamera, akcja!”.
Oczywiście to nic dziwnego, że kręcą filmy. Przecież wiele filmów chce mieć ujęcia z Nowego Jorku. Rzecz w tym, że ta filmowa sceneria objawiła się dość symbolicznie i sprowokowała we mnie takie myślokształty…
A jak jest z naszym życiowym filmem? Mamy scenariusz? Może nawet film jest już gotowy? A postprodukcja? Co ma być w napisach końcowych? I czy w ogóle mają być napisy końcowe? A muzyka? Ile piosenek i jakie? Specjalnie komponowane czy evergreeny? Co powiem i w której minucie? Co mają mówić inni bohaterowie? Gdzie będziemy kręcić ujęcia? Komu spojrzę głęboko w oczy? Przesadzimy z romantyzmem czy powieje chłodem? No i najważniejsze… tytuł. Jaki tytuł ma mieć mój film? Albo inaczej – film o mnie. Ja i tysiąc tajemnic. Ja i wszystkie moje buty. Moja przygoda życie. A może bardziej fantazyjnie i zagadkowo? Hrabianka nie sprzątnęła jeszcze pokoju. Radosne życie i PS. Anioł z 5 Alei. Wszechświat możliwości. Ach, cokolwiek 😉
Mój film dzieje się w każdej sekundzie mojego życia. Każda scena została napisana z myślą o mnie, każdy dialog, najmniejszy ruch, stylizacja… Wszystkie miejsca, w których jestem. Wszyscy ludzie, których spotykam.
Czy jestem dobrą aktorką? Jak wypełniam swoją rolę? Jestem autentyczna? Czy przekonam widza do swojej kreacji? A może za dużo dramatu lub… za mało? Wystarczająco dużo się uśmiecham? I chyba czasem za bardzo podnoszę głos… I te miny… za dużo ich!
I choć kilka kroków stąd, gdzie piszę ten tekst, powstaje film, na który można pójść do kina, ocenić, polubić lub nie, zapomnieć, obejrzeć jeszcze raz… to film, który dzieje się teraz w tym momencie mojego życia jest inny. Nie będziemy mogli wyjść z kina i zamknąć tego rozdziału. Skomentować jednym zdaniem lub w ogóle nie skomentować. Ten film trwa przez całe, nieograniczone życie. A każda scena jest autentyczna. Każde kolejne ujęcie nie do powtórzenia, choć bylibyśmy najlepszymi aktorami. I nie ma przy tej produkcji filmowej sztabu filmowców, reżyserów, stylistów, scenarzystów. Jestem ja i moje życie. Lub jak kto woli mój film. A na krzesełku z napisem „director” siedzi każdy z nas. I każdy, dosłownie każdy, dostanie Oscara.
Kamera, akcja!
PS. Gdyby kogoś interesowało… tu można znaleźć listę aktualnie kręconych filmów, nie tylko w Nowym Jorku: http://www.onlocationvacations.com/2015/09/23/wednesday-sept-23-filming-locations-for-castle-wicked-city-daredevil-younger-more/
Comments