Spotkanie z rzeczywistością.
Wsiadłam do metra. W mojej głowie jak czerwona lampka miga pytanie Am I on a wrong planet? Muszę nauczyć się na nowo oddychać. Mam wrażenie, jakbym była tu pierwszy raz…
Czuje się trochę jak turysta na przykład w Japonii. Wszystko nowe, inne, wibracje, ludzie…
Przecież już tu byłam, nie raz. A wszystko jest jakieś inne, nowe. Czuję jakby przywrócono mi pierwotną pamięć, a zabrano tę sprzed chwili (o ile pamięć mieści się w czasie linearnym?). Jak gdybym została zresetowana z matrixu, wyzerowana, po to by wrócić tutaj z tą świadomością stamtąd, by spostrzegać teraz inaczej. Trudne do opisania.
Dotykam ścian, są jakby miękkie, a niby solidne. Idę jakbym chciała przejść przez słupek, wiem, że mogę, coś powstrzymuje mnie w ostatniej chwili. To umysł – od razu pokazuje swoją moc. Stawiam kroki na chodniku, na ziemi, niepewnie – jak dziecko – które uczy się chodzić i nie wie, czy przypadkiem ziemia się nie poruszy. Rusza się. Płynę. Trzymam się ściany, znowu jest miękka. Nie mam ciała i mam ciało.
Mijani ludzie są jak galeria obrazów. Widzę ich splątania i poplątania. Przesuwają się, patrzę na nich i myślę (myślę?) ja kosmitka czy oni kosmici. Dom wariatów? Twarze-twarze-twarze. Tysiące twarzy, znam je i nie znam. Słyszę ich myśli. Zabierzcie mnie do ciszy.
Jestem tu gościem czy jestem naprawdę?
Brakuje mi tlenu, ziewam, duszę się. Wiem, czemu nie umiem pływać, spłynięcie z kosmosu tutaj – na tę przepiękną planetę zabiera tlen. Może to nie o tlen chodzi, a o przestrzeń bycia? O ten ruch pomiędzy komórkami i zawieszenie w energetycznej lekkości. Uczucie bycia przestrzenią zniewala. Czuje się, że jest ciało, a jakby go nie było… A teraz idąc podziemiami metra czuję, jak się ściskam, kurczę się, bo inaczej nie zmieszczę się w tej solidnej materii. Jestem przestrzenią, wszędzie jest mi za ciasno. Znowu ziewam, więcej tlenu proszę. Widzę, jak moja głowa już ledwo wystaje spod wody…
Idąc ulicą, zatrzymuję się, znowu stawiam kroki jak dziecko. Wiem, że robiłam już to miliony razy, a stawiam je jakby pierwszy raz, delikatnie, uważnie, czuję nierówności chodnika. Napisy na grocery store mają intensywny kolor. Zawsze takie były?
Znowu mam to wrażenie – jak dwa lata temu na Park Avenue – widzę hologram albo coś co nie ma nazwy, a jest (czy na wszystko musi być nazwa?). Jestem, a wszystko wokół mnie to wirująca przestrzeń. Jakby ktoś poruszył ołowiane ludziki i zaczęły całkiem zgrabnie chodzić. Jakby wcisnąć na makiecie przycisk start i ludziki chodzą, samochody jeżdżą, przycisk stop – znikają, cisza. Czy ktoś się ze mną bawi czy ja bawię się z czymś, kimś? W lesie widzę zieloną energię. W powietrzu wiruje złoty pył. Naprawdę.
I te dźwięki? Czy mam inny słuch teraz? Jest inna wibracja. Przywołuję muzykę Frediego i Arkawa – dusza się uspokaja.
Wchodzenie po schodach. Czy naprawdę może to być tak dziwne uczucie, jakbym doświadczała pierwszy raz? Każdy stopień jest jednak inny, czuję różnicę. Szukam klucza, próbuję otworzyć drzwi – czuję się jak dziecko z zabawką, w której trzeba dopasować kwadrat do kwadratowej dziurki, a trójkąt do trójkątnej. Otwieram drzwi – udało się. Nauczyłam się.
Nic już nie będzie takie samo. Dotknięcie przestrzeni bycia i wyzerowanie programów powoduje, że nic już nie będzie takie samo.
Choć automatyczne czynności włączają się bez problemu. Mają jednak inny smak… Inaczej smakuje herbata. Pasta do zębów jest bardziej miętowa. Pod prysznicem woda otula i pieści – zawsze tak robiła? Czuję na ciele każdą spływającą kroplę. Byłam wcześniej aż tak nieuważna?
Czy jestem na wrong planet? Zaraz… przecież nie ma wrong. Jestem tu, gdzie mam być. Jestem inaczej. Jestem w najpiękniejszym miejscu siebie i swojego istnienia.
Kluczem jest utrzymanie state of being, które jest przestrzenią i lekkością, świadomością, radością i miłością, nieskończoną energią. Utrzymanie tego state w tej gęstości, w tej solidności. Yhm… Czuję jednak, że stajemy u progu nowych możliwości i jest to możliwe. Ziemia nam w tym pomoże, następuje połączenie się z wyższymi wymiarami i przestrzeniami. Przejście do przestrzeni serca, w której wszystko jest możliwe i prawdziwe. Tak, to jest do zrobienia. Na to teraz jest czas.
Mam już kolejne wołanie. Będzie głębiej i intensywniej. Dusza jest źródłem. Pokazuje wszystko. Dostajesz to, co masz dostać. Każdy indywidualnie i w swoim procesie. Wszystko co przeżywasz jest totalnym odzwierciedleniem twojej duszy. Wszystkie wibracje, przeżycia, wizje, obrazy, odczucia. To twoja dusza jest źródłem i pokazuje tobie ciebie.
Powrót do rzeczywistości… właściwie nigdzie nie wychodziłam… pozwoliłam sobie jedynie na zobaczenie, czym jestem. Widzę złoty pył, widzę geometryczną siatkę wypełniającą pokój, wkładam w nią ręce, ręce stają się siatką i jednocześnie są rękami. Absolut.
Istnienie to absolut duszy. Nieskończone. Proszę o więcej.
A gdyby tak było codziennie? Czy jesteś gotowy uznać, że codziennie wszystko jest nowe, że codziennie jesteś turystą w Japonii czy gdziekolwiek, na jakiejkolwiek planecie. I patrzysz na rzeczy jakbyś widział, doświadczał ich po raz pierwszy… w totalnej uważności.
Jesteś absolutem.
***
Ilustracja do wpisu to obraz namalowany przeze mnie, obraz, który przyszedł do mnie na dzień przed ceremonią. Dusza jest źródłem.
ความคิดเห็น